Egzotyka to nie tylko palmy, ciepłe morze, słodkie owoce i gorące rytmy. O raczej chłodnej Alasce, miejscu nie zajmującym jeszcze czołowych miejsc na listach ulubionych kierunków turystycznych, na pewno można powiedzieć, że jest egzotyczna. I pełna atrakcji, których nawet się nie spodziewacie!
Alaska jest piękna, a latem – przynajmniej na południu – ciepła, słoneczna pachnąca lasem i kwiatami. I różnorodna.
Matrioszki i cerkwie
Już pierwsze kroki w Anchorage mogą być zaskoczeniem – typowe amerykańskie miasto średniej wielkości, którego ulice z tworzą regularną siatkę przecinających się pod kątem prostym linii, ale w centrum obok indiańskich totemów można spotkać restauracje i sklepy opisane cyrylicą, gdzie z witryn uśmiechają się matrioszki, a ponad dachami niskich budynków widać kryte miedzianą blachą cerkiewne kopuły. Historia żyje tu pełnią życia i ma się dobrze. Czuć też klimat dawnej gorączki złota, czuć atmosferę rybackich osad, a po wspaniałej kolacji z ciemnoczerwonym alaskańskim łososiem, homarem bądź innymi wspaniałościami jeszcze jedno zaskoczenie – dlaczego na ulicach tak pusto i wszystkie sklepy pozamykane? Ach, tak! Jest prawie północ, tylko słońce jeszcze wysoko nad horyzontem…
Fiordy czekają
Na prowincji pierwsze zetknięcie z egzotyką to rozmowa z właścicielką pensjonatu w którym mieszkamy:
– Chcesz zobaczyć niedźwiedzia? To posmaruj się smalcem i idź w nocy do lasu. Tylko wcześniej pożegnaj się z nami, bo niestety, nie będziesz miała szansy opowiedzieć nam o tym spotkaniu…
Bliskość dzikiej przyrody, dosłownie na wyciągnięcie ręki jest jedną z atrakcji Alaski. Niedźwiedzie, łosie, wieloryby, lwy morskie, orki, wydry, maskonury, orły amerykańskie i inne ptactwo… To wszystko można podziwiać z lądu, a przede wszystkim z wody.
Rejs z Seward do fiordów Kenai to jeden z najpopularniejszych sposobów na spotkania z alaskańską fauną – i popularność ta jest w pełni zasłużona. Oprócz dzikich zwierząt niewątpliwą atrakcją jest cielący się lodowiec – widok ogromnych brył świecącego błękitną poświatą lodu, odrywających się od „macierzy” i z hukiem wpadających do wody jest naprawdę spektakularny. Efekty akustyczne również robią wrażenie.
W rejs po fiordach można też wyruszyć z Whittier – nawet dla samego Whittier… To miejscowość, której wszyscy mieszkańcy mieszkają w… jednym bloku. Ale to nie wszystko – aby się tam dostać, trzeba przejechać przez wykuty w skale tunel – najdłuższy w Ameryce Północnej. Tunel drogowy, kolejowy, dla ciężarówek, dla samochodów osobowych. Jeden tunel, a tyle możliwości… Trzeba tylko stawić się punktualnie na start, zgodnie z rozkładem, bo wszyscy korzystają z tego samego tunelu, który z godziny na godzinę zmienia swój charakter. Jedna jednokierunkowa nitka służy wszystkim. Przejażdżka samochodem podziemnym chodnikiem po torach kolejowych robi wrażenie… To właśnie ta alaskańska egzotyka.
Pod niebem Alaski
W Talkeetna czeka nas kolejne spotkanie z egzotyką. Stąd można wybrać się na lot widokowy nad najwyższym masywem w większości górzystej Alaski. Stąd też wyruszają na lodowiec Kahlitna chętni do zdobycia najwyższej góry Ameryki Północnej, uważanej za najzimniejszy, a z tego powodu niełatwy szczyt od wieków nazywany przez rdzennych mieszkańców Alaski Denali, a do niedawna funkcjonujący oficjalnie pod nazwą Mt. McKinley. My możemy spojrzeć na potencjalnych zdobywców Korony Świata z góry, a widok zapiera dech w piersiach. Dopiero stamtąd widać, jaką potęgą jest lodowiec i jak różne są jego kolory i formy. Niektóre loty widokowe odbywają się z lądowaniem na płozach na śniegu – można wtedy zasmakować prawdziwej atmosfery alaskańskich szczytów.
W roku 2007 miałam wyjątkową okazję odbycia długiego lotu widokowego nietypową trasą z dodatkowym lądowaniem na lodowcu – i to zupełnie gratis. Po udanej wyprawie na najwyższy szczyt Ameryki Północnej wracaliśmy do świata zapachów i odgłosów, świata, w którym są rośliny, owady, kwiaty, rzeki… Bardzo tęskniliśmy za tym, bo wysoko w górach jest tylko woda ze śniegu stopionego na palniku, nie ma niczego żywego oprócz wspinaczy i nie ma żadnych zapachów oprócz zapachu własnych ubrań, a w nocy, gdy w namiocie jest minus 20, a na zewnątrz minus 40, człowiekowi śni się zapach kawy i równy chodnik, po którym można sobie iść w szpileczkach, a nie w buciorach z rakami… Schodzenie z wysokości ponad 6000 m wywołuje euforię, organizm otrzymujący dużo więcej tlenu niż dzień wcześniej szaleje z radości, choć na koniec jest jeszcze kilkusetmetrowe podejście zwane „Heartbreak Hill”, za którym znajduje się lotnisko, z którego przy ładnej pogodzie odlatują samoloty do cywilizacji. Gdy pogoda nie sprzyja to: po pierwsze – trzeba czekać, aż otworzy się okno umożliwiające lądowanie samolotów, a po drugie – jeśli padał śnieg, trzeba sobie udeptać pas startowy. Na szczęście przy niepogodzie szybko rośnie liczka oczekujących na samolot, więc stóp do udeptywania jest naprawdę dużo i można to zrobić w miarę szybko, bez dużego wysiłku i w końcu doczekać się na upragniony lot na dół. Nam udało się wskoczyć poza kolejką na dwa wolne miejsca przy innej grupie. Cóż za radość… Po 25 minutach już widzieliśmy betonowe pasy w Talkeetna, już w wyobraźni zrzucaliśmy ciężkie buty i szliśmy na piwo, ale… Nagle samolot wykonał dziwny manewr i krajobraz zaczął się zmieniać. Zamiast rzek i zieleni było coraz więcej lodu, samolot dosłownie przeciskał się przez wąskie korytarze wśród skał… Widoki był nieziemskie. Zdjęłam słuchawki, żeby nie przeszkadzały i fotografowałam, fotografowałam, nie słuchając, co się dzieje… To nie był bonus w postaci lotu widokowego – to była procedura awaryjna, bo nad pasem w Talkeetnie nie schowało nam się „zimowe” podwozie i musieliśmy znaleźć miejsce, w którym będą warunki do wylądowania na płozach. Dopiero, gdy zobaczyłam minę pilota i współlecących, zrozumiałam, co się dzieje. Wszystko dobrze się skończyło, ale wrażenia były naprawdę mocne. Tego nie ma w programie Adventure Club – to adrenalina fakultatywna… Można jednak spojrzeć z góry na alaskańskie szczyty i wspinaczy odbywając regularny lot widokowy bez niespodziewanych bonusów.
Tyle wrażeń, a my nadal jesteśmy na południu Alaski… I nie wyczerpaliśmy zauważalnej części wszystkiego, co może nas na Alasce zaskoczyć, zachwycić, zauroczyć… Co krok czeka na nas coś innego, nowego, wspaniałego. Udając się na północ przekroczymy koło podbiegunowe, w Fairbanks poczujemy prawdziwą gorączkę złota, wyruszymy na połów najwspanialszych ryb…
I w głowie będziemy mieć tylko jedno pytanie: jak to się stało, że dopiero teraz przybyliśmy na Alaskę?
Szczegółowy opis trasy, informacje o kosztach, świadczeniach i sposobie zgłaszania się można znaleźć na: http://www.adventure-club.eu/wyprawy/ameryka-polnocna/alaska
Tekst: Anita Doroba
Fot. Anita Doroba
Śródtytuły dodane przez Redację
Facebook
RSS