Sankt Moritz to jeden z najsłynniejszych zimowych kurortów w Europie. Miasto w szczycie sezonu jest w stanie przyjąć nawet 20 tys. turystów. Panuje tu doskonały klimat – w ciągu roku jest aż 300 słonecznych dni! Poza sezonem zimowym, u schyłku lata zaś można złapać kilka oddechów świeżego górskiego powietrza, schronić się przed skwarem i podziwiać prawdzie cuda natury!
Pierwsze wzmianki o Sankt Moritz zostały zanotowane na lata 1137/39 jako Ad Sanctum Mauricium. Miasto zostało nazwane tak na cześć Świętego Maurycego, świętego w Koptyjskim i Katolickim Kościele. Co ciekawe, początkowo znane było wyłącznie jako kurort letni. Jego sława ośrodka rekreacji zimowej powstała za sprawą angielskiego hotelarza Johannesa Badrutta, który wybudował tu hotel letni, ale postanowił wrócić do St. Moritz także na sezon zimowy. Szybko odkrył, że miasto jest atrakcyjne dla turystów również o tej porze roku.
Bezpiecznie jak w Szwajcarii
Sankt Moritz dało początek nowej formie wypoczynku w całych Alpach. Pierwsze biuro turystyczne w Szwajcarii powstało w St. Moritz i rozwijało się stale aż do końca XIX wieku. W 1880 roku w mieście rozegrano pierwsze w historii zawody Pucharu Świata w curlingu. St. Moritz zorganizowało pierwsze w historii Mistrzostwa Europy w łyżwiarstwie figurowym w 1882 roku, a także zbudowało pierwszy tor lodowy na świecie ( zawody bobslejowe debiutowały tu w 1890 roku). Dziś to jeden z ulubionych adresów sławnych i bogatych zimowe szaleństwo i letni relaks wśród niesamowitych górskich krajobrazów.
Szwajcaria jest właściwie jedynym miejscem, w którym podczas całej naszej wyprawy, technologie antykradzieżowe, w które zaopatrzone były bagaże marki Pacsafe nie były nam zbytnio potrzebne. Po sezonie, w właściwie między zakończonym w połowie sierpnia sezonem letnim, a rozpoczynającym się w listopadzie sezonem zimowym, turystów jest tu jak na lekarstwo, a sami Szwajcarzy nie wzbudzają praktycznie żadnych lęków, no cóż – wystarczy powiedzieć, że nasz domek u podnóża gór pod Davos czekał na nas z otwartymi drzwiami, kluczem w furtce i listem powitalnym. Taki luksus bezpiecznego podróżowania, musieliśmy przyznać, zdarza się bardzo rzadko. Bagaże Pacsafe były jednak w Szwajcarii dla nas bardzo przydatne ze względu na inne ich funkcjonalności niż te antykradzieżowe, z których Pacsafe najbardziej słynie. Przykładowo 40 litrowa plecako – walizka Vibe 40 idealnie sprawdziła się właśnie ze względu na swój uniwersalny miejsko – wyprawowy charakter. Pacsafe Vibe 40 to tak naprawdę dwa bagaże w jednym. Kiedy trzeba możemy przekształcić walizkę w pełnoprawny plecak z pasami kompresyjnymi zachowując jednocześnie łatwość dostępu charakterystyczną dla walizek natomiast. Inny z plecaków Pacsafe, który zabraliśmy do testów to Pacsafe X34 ten plecak przypomina swoim wyglądem nieco bardziej plecaki turystyczne i wyprawowe, Alpy Szwajcarskie były zatem dla niego idealnym środowiskiem testowym. X34 jak wszystkie plecaki Pacsafe wyposażony jest w wiele zabezpieczeń przeciwkradzieżowych, jednak to co nam się szczególnie spodobało to specjalna kieszeń na laptop 15” dzięki której mogliśmy zabrać ze sobą sprzęt, aby na bieżąco opisywać i relacjonować przebieg naszej wyprawy.
W Szwajcarii nie mieliśmy na szczęście okazji przetestować systemów przeciwkradzieżowych Pacsafe, za to uniwersalność plecaków i toreb podróżnych sprawdziła się podczas przemieszczania się między parkingiem a stacją kolei, a także na mini spacerach po Alpach.
Jeszcze kilka słów o Berninie
Chociaż wyprawę koleją szwajcarską opisywaliśmy w poprzednim artykule, pozwolimy sobie jeszcze na kilka informacji o tej, niewątpliwie, jednej z największych atrakcji. Ekspres Bernina to jedna z tras Rhätische Bahn, czyli Kolei Retyckich, wiodących przez wysokie szczyty alpejskich lodowców aż do położonego po włoskiej stronie miasteczka Tirano. Jest to najwyżej położona w Europie kolejka górska, której trasa wiedzie przez 55 tuneli, 196 mostów i wzniesień, przy czym niektóre z nich mają nachylenie 70 stopni. Przejechanie 122 km odcinka zajmuje aż osiem godzin, ale są to najbardziej emocjonujące godziny, jakie kiedykolwiek przeżyliście w pociągu!
Najcenniejszym przeżyciem, którego doświadcza turysta podróżujący Bernina Ekspres to ciągle zmieniający się krajobraz i możliwość zobaczenia z bliska całego bogactwa i różnorodności szwajcarskich Alp. Sielskie, zielone doliny i góry jak z reklamy czekolady Milka w połowie trasy zastępuje kamienisto-rudawa dolina kojarząca się z plenerami znanymi z księżyca.
U jej podstawy lśni tafla ogromnego, szmaragdowego jeziora Lago Bianco, a nad wszystkim górują imponujące czterotysięczniki – Piz Bernina i Piz Palu. Patrząc na ich masywne granie zaczynam rozumieć pasję ludzi, którzy podejmują ogromne ryzyko, byle tylko wspiąć się na wierzchołek podobnych do tych gigantów. Woda spływająca ze zbocza przełęczy Bernina po północnej stronie trafia do Dunaju i kończy swój bieg w Morzu Czarnym, a ta płynąca po południowej stronie – w Adriatyku. W 1911 roku rozpoczęto tu budowę niewielkiej tamy, dzięki której powstały dwa sztuczne zbiorniki – Lago Bianco i maleńki Lej Nair. Pomimo surowego krajobrazu to jedno z najpiękniejszych miejsc na całej trasie ekspresu. To także wstęp do punktu kulminacyjnego wycieczki – jesteśmy na krętej drodze do Ospizio Bernina – najwyżej położonej stacji Kolei Retyckich (2 253 m n.p.m.). Kolejka wspina się coraz wolniej i pod coraz większym kątem. Jesteśmy gdzieś na wysokości pomiędzy naszym Giewontem a Rysami. Siedząc w wygodnym wagoniku, spokojnie mijającym kolejne przepaście, trudno uwierzyć, że można wjechać w tak wysokie góry pociągiem bez zębatek, a sceptycy zyskują dowód na to, że Koleje Retyckie to cud techniki. Tym bardziej zasługujący na docenienie, że doskonale zachowana infrastruktura kolejowa ma ponad 100 lat! Nie dziwi fakt, że Koleje Retyckie wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Stacja Alp Grum, z której rozciąga się najwspanialszy widok na panoramę Alp Bernińskich to początek zjazdu w dół ku rozległej dolinie Poschiavo położonej we włoskojęzycznej części Szwajcarii i miasteczku o takiej samej nazwie. Skaliste zbocza zostają za nami, a zastępują je połacie pól uprawnych ulokowanych na licznych wzniesieniach doliny. Rosną tu małe drzewka owocowe, chmiel i winorośl, a bezludny jeszcze przed chwilą krajobraz wypełniają małe domki rolników i ciasna zabudowa miasteczka. Kolejka sunie teraz ulicami niczym tramwaj. Mijamy ogromne jezioro Poschiavo i za kilkanaście minut wjeżdżamy na słynny okrągły wiadukt w Brusio.
Nie było mowy o tym, żeby termosy Thermos czy też rewelacyjne kubki termiczne Contigo zawiodły nas chociaż przez moment całej wyprawy!
Pociąg niemal zjada swój ogon, a tory są momentami położone tak blisko domów, że ciekawscy mają szansę podglądnąć, co ich mieszkańcy jedzą na obiad. Tymczasem my posilamy się gorącą kawą i dojadamy ostatnie kanapki, które zabraliśmy ze sobą zawinięte w chusty śniadaniowe Boc’n’Roll. To bardzo uniwersalne śniadaniówki, idealne do wykorzystania w podróży ponieważ inaczej niż tradycyjne plastikowe pojemniki nie zajmują tyle miejsca i są łatwiejsze w umieszczeniu wewnątrz bagażu ponieważ są one bardzo pakowne. Kubki termiczne Contigo i termosy Thermos również i tym razem nas nie zawiodły. Gorące napoje w takich okolicznościach przyrody smakują ze zdwojoną siłą.
Bernina Ekspres zbliża się powoli do włoskiej granicy i punktu docelowego wycieczki – uroczego, pełnego restauracyjek i tętniącego życiem miasteczka Tirano, gdzie pod palmą, w otoczeniu bujnej roślinności i towarzystwie rozgadanych Włochów doskonale smakuje aromatyczna kawa. Pasażerowie mają dwie godziny na zakupy regionalnych produktów i spacer wąskimi, typowo włoskimi uliczkami miasta. Potem, punktualnie co do minuty, Bernina Ekspres odjeżdża z powrotem w kierunku Davos pozwalając jeszcze raz i na spokojnie nacieszyć się bliskością wspaniałych alpejskich szczytów i przełęczy. Jeśli mamy wybór, na co wydać w Szwajcarii pieniądze, to podróż Kolejami Retyckimi jest bez wątpienia jedną z najlepszych inwestycji.
Facebook
RSS