Andrzej Piliszek – twórca i założyciel marki MYONI Group z branży nieruchomości Premium a także właściciel ekskluzywnej restauracji PAM PAM, w centrum Warszawy, którą prowadzi wraz z Żoną. Jako Bohater z cyklu „Akademia Mistrzów” podzieli się dziś z naszymi Czytelniczkami i Czytelnikami swoimi poradami, dotyczącymi prowadzenia firmy.
Proszę opowiedzieć nam o historii Pańskiej firmy. Jak znalazł się Pan w tym miejscu zawodowym, w którym jest obecnie?
Andrzej Piliszek: Historia mojej firmy jest idealny przykładem na słuszność przysłowia „chcieć, to znaczy móc”. Gdyby nie moja niechęć do pracy u kogoś, na tzw. „etacie” i determinacja do założenia czegoś swojego, to pewnie nic by z tego nie było.
Zacznijmy od tego, że pracowałem już na studiach (Wydział Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej) i byłem przyzwyczajony do posiadania własnych pieniędzy. Jeszcze na studiach zacząłem grać w brydża i to, co początkowo było zabawą, później przerodziło się w sposób na życie. Zacząłem brać udział w turniejach brydżowych we Francji, we Włoszech.
Proszę pamiętać, że to były lata 80, Polska była za żelazną kurtyną, zdobycie paszportu graniczyło z cudem, a ja podróżowałem po świecie i jeszcze zarabiałem duże pieniądze (w biurze projektowym, w którym pracowałem zarabiałem równowartość 20 $ natomiast za wygranie turnieju brydżowego otrzymywałem 500 $). To wszystko dodało mi ogromnej pewności siebie. Nie ukrywam, że pozwoliło mi też na odłożenie pewnego kapitału, który potem wykorzystałem do otworzenia własnej firmy.
Dodatkowo zacząłem pracę w zawodzie, ale na budowie we Francji. Byłem tam kierownikiem budowy podczas takich realizacji, jak budowa kolektora wodnego w Annecy czy budowa hotelu Nogay Hilton w Cannes.
W 1992 roku postanowiłem wrócić do Polski i otworzyć swoją działalność. Oczywiście, poszedłem w to, na czym znam się najlepiej czyli firma budowlana. I tak w 1995 roku powstał AGA BUD. Firma specjalizowała się w realizacji „pod klucz” inwestycji mieszkaniowych i biurowych o wysokim standardzie wykończenia.
Z czasem profil firmy zmienił się na deweloperski i tak powstało MYONI Group. I na szczęście, do tej pory z sukcesami działamy na polskim rynku deweloperskim.
Skąd czerpał Pan wiedzę biznesową w trakcie budowania firmy?
W tamtych czasach nie było żadnych gotowych recept na stworzenie firmy, wszystko działo się w tzw. „boju”. Jeżeli miałem jakiś pomysł, który wydawał mi się dobry, to po prostu wcielałem go w życie. Chyba te moje pomysły nie były najgorsze, skoro wszystko się tak dobrze potoczyło (śmiech).
Jak na przestrzeni lat zmieniał się rynek nieruchomości i jaki te zmiany miały wpływ na Pańską drogę zawodową?
Rynek nieruchomości zmienił się całkowicie. Kiedyś nie było firm deweloperskich, głównym deweloperem było państwo, w imieniu którego występowały tzw. spółdzielnie mieszkaniowe. Moja firma była chyba jedną z pierwszych prywatnych firm deweloperskich i wykonawczych. Rynek nieruchomości zaczął gwałtownie rosnąć, ceny mieszkań ostro pięły się do góry. Mieszkania sprzedawały się na pniu. Ludzie nie mieli jakichś szczególnych wymagań, cieszyli się, że kupują dobrze zrobione mieszkanie w fajnym miejscu (od zawsze moim mottem przy wyborze kolejnej lokalizacji było „po pierwsze miejsce, po drugie miejsce i po trzecie miejsce”).
Z biegiem lat to się oczywiście zmieniło, pojawiło się bardzo dużo firm deweloperskich, większego i mniejszego autoramentu, coraz mniej jest też dobrze zlokalizowanych miejsc, w których się specjalizujemy. No i wymagania Klientów wciąż rosną, czasem są kompletnie nie do zrealizowania, np. lądowisko dla helikopterów na dachu…
Największe przeszkody, jakie stanęły na Pańskiej drodze do sukcesu, to? I druga część pytania – jak sobie Pan z nimi poradził?
Przeszkód była cała masa, począwszy od trudności z doborem dobrych, wykwalifikowanych pracowników (zwłaszcza w firmie, która budowała „pod klucz”), przez kłopoty z finansowaniem inwestycji, nieuczciwych wspólników, klientów, którzy okazali się oszustami, walkę z urzędami…
Długo można by tak wymieniać, ale ja wolę skupić się na działaniu, nic mi nie da użalanie się nad sobą. Trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty!
A ze wszystkimi problemami można sobie poradzić, raz trwa to dłużej, raz krócej, ale nie wolno się poddawać.
Są jakieś uniwersalne przepisy na radzenie sobie z biznesowymi trudnościami? Jeśli tak, poprosimy o kilka rad.
Jeżeli takie są, to też bardzo chciałbym je poznać! Tak, jak powiedziałem wyżej, nie można się poddawać i trzeba wierzyć w to, że uda nam się przezwyciężyć trudności. Moja żona często mówi, że mnie trudności mobilizują do działania: kiedy już kupimy jakiś fajny teren (co często jest bardzo skomplikowanym i długim procesem), ja załatwiam wszystkie pozwolenia i finansowanie.
Kiedy wszystko już jest ułożone, budowa spokojnie rusza, nie ma żadnych problemów, wtedy… zabawka przestaje mnie interesować i rozglądam się za następną (śmiech). Natomiast, kiedy pojawiają się jakiekolwiek problemy, od razu jestem zwarty i gotowy do działania!
Skuteczny biznesman to według Pana…
Ktoś, kto jest kreatywny, pomysłowy, ma analityczny umysł, jest cierpliwy i uparcie dąży do celu. Skuteczny biznesem powinien też umieć dokonać kalkulacji zysków i strat oraz posiadać umiejętność oceny ryzyka.
fot. Bernard Hołdys
Redakcja: Łukasz Frydel, Redaktor Naczelny Magazynu DZIEŃ MĘŻCZYZNY
Po więcej informacji o działalności Pana Andrzeja zapraszamy tutaj:
fot. Bernard Hołdys
Materiał powstał w ramach AKADEMII MISTRZÓW
oraz RAPORTU BIZNES SIĘ NIE PODDAJE!