Komunistyczne wywody, „pierd…” bilety, lekcje kultury, goły obywatel, braki w mózgu, nagi schizofrenik, gadatliwe staruszki i kioskowi amanci… Czyli kilka historii prosto spod kioskowej budki
Kiosk. Mała, najczęściej „przyprzystankowa” budka. Bilety, papierosy, słodycze, gazety i wiele innych niezbędnych drobiazgów, których nabycie jest konieczne, zanim wsiądzie się do komunikacji miejskiej. Żule, starsze panie, gimnazjaliści, eleganccy mężczyźni, panie domu, staruszkowie – korzystający z kiosków to cały przekrój ludzi i osobowości. Ciekawy o tyle, że z każdą z tych grup łączą się całkiem interesujące historie. Bo z budki „kioskarki” widać naprawdę sporo.
„Śmieciarz”
Zwyczajny dzień w pracy. Czwartek. Kilka minut po 15. Zaczyna się popołudniowy ruch.
Pod samo okienko kiosku podjeżdża szybkie auto. Zajmuje prawie całą zatoczkę dla autobusów. Wysiada z niego młody, wystylizowany mężczyzna i prosi o modne papierosy. Nie zdążył jeszcze zapłacić, kiedy decyduje się rozpakować świeżo zakupioną paczkę „fajek”. Mały kłopot ma tylko z wyrzuceniem opakowania. Co robi? Postanawia wsadzić swą pokaźną dłoń wgłąb okienka kioskowego i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zostawić swoje śmieci mnie – w prezencie. Nie chce mu się chyba zauważyć kosza na śmieci, który w końcu stoi cały metr od niego…
„Kioskowy” rozkład jazdy
Poniedziałkowy przedpołudnie. Dzień przed Świętem Zmarłych.Tłumy ludzi na ulicach i przystankach. Do okienka podchodzi elegancka pani w średnim wieku:
– Jak jutro jeżdżą autobusy? (zapomniała pewnie o „dzień dobry” i „przepraszam, chciałam o coś zapytać”).
– Przykro mi, ale nie wiem – odpowiadam. – Ale proszę sprawdzić na rozkładzie jazdy autobusów na przystanku, tam powinna być informacja.
– Jak to pani nie wie? – słyszę w odpowiedzi od wyraźnie podirytowanej kobiety.
– Proszę pani, ja nie jestem punktem informacyjnym i nie posiadam w kiosku informacji na temat jazdy autobusów.
– Ale skoro pani tutaj pracuje, to chyba powinna pani takie rzeczy wiedzieć? – mówi, teraz już bardzo rozgniewana, rozmówczyni.
– Czy chciała pani coś kupić?
– Jak pani jest taka bezczelna, to ja nie będę tu nic kupować! – słyszę w odpowiedzi…
Komunistyczny kiosk
8 rano. Sobota. Rozpoczynam kolejny długi weekend w pracy. Nagle do okienka podchodzi miły staruszek, który wypala do mnie jak z armaty:
– „Nasz Dziennik” jest?
– Niestety nie ma już, proszę pana.
– Jak to nie ma? Przecież jest dopiero 8 rano?
– Wiem, że jest wcześnie, ale już zdążył się sprzedać.
W odpowiedzi słyszę coś, czego wcale się nie spodziewam.
– Co za komunistyczny kiosk!
Wyraźnie wyprowadzony z równowagi dziadziuś odchodzi.
„Pier…” twoje bilety
Środowe popołudnie. Kolejny dzień, jak co dzień. Podchodzi do kiosku zadbany mężczyzna, około 40-tki.
– 7 biletów – mówi (nie prosi).
Myślę sobie: „Pan jest raczej mało uprzejmy”. Ale zaciskam zęby i zaczynam liczyć bilety.
Nagle słyszę, okraszoną zdenerwowaniem wiązankę. Kolejność wyrazów może nieco różnić się od tej w rzeczywistości:
– Kur.., ja pierd…, autobus jedzie, moje bilety! No kur.., nie zdążę!
Myślę sobie: „Pewnie się przesłyszałam i ten pan na pewno nie mówi tego do mnie”.
No i niestety rozczarowanie. Podnoszę wzrok i czuję mordercze spojrzenie skierowane wprost na mnie! Ścisnęło mnie w dołku ze zdenerwowania.
– Proszę pana, bardzo proszę przestać przeklinać, bo w przeciwnym razie nie sprzedam panu biletów – mówię najspokojniej, jak potrafię.
– Ale przecież szybciej! O co ci chodzi? – słyszę w odpowiedzi.
– Jeśli nie zmieni pan tonu i nie zacznie się odnosić do mnie z kulturą, to ja nic panu nie sprzedam. A poza tym, nie pamiętam, żebyśmy przeszli na „ty” – odpalam wreszcie.
Na co słyszę:
– To ja pierd… twoje bilety! Co ty mi tu gówniaro będziesz wygadywać!
Biletów oczywiście nie sprzedałam…
No, bilet!
– Bilet! – mówi pewien gimnazjalista.
– Ale co bilet? – pytam.
– No bilet!
– Ale ja nie rozumiem, co to znaczy „bilet!” Patrzy na mnie, jak na idiotkę, w kolorze blond.
– No bilet chcę! Ulgowy!- idzie w zaparte.
Stwierdzam, że dalsza „lekcja kultury” chyba nie ma sensu.
– Rozumiem, że chciałeś „prosić” o bilet ulgowy tak?
– No tak! – słyszę na odchodne.
Jaka ja jestem niedomyślna…
Obywatelska postawa
Mroźny wtorkowy poranek. Na zewnątrz termometry wskazują około -20 stopni Celsjusza. Jest naprawdę bardzo zimno, więc wszyscy poubierani w najcieplejsze płaszcze, kurtki, czapki…
Nagle moją uwagę przykuwa młody mężczyzna, którego przez szybę kiosku dostrzegam na przystanku obok. Siedzi, ubrany tylko w sweter, jest bez butów i ma gołe stopy. Widok bardzo dziwny, a zarazem niepokojący, bo przecież on w każdej chwili może zamarznąć. Wychodzę z kiosku, żeby zapytać, czy wszystko jest z nim w porządku. I tu zdziwienie. Na przystanku pełnym ludzi, nikt nie wykazuje odrobiny zainteresowania. Pytam więc panią, która stoi obok niego, czy zadzwoniła może już na pogotowie, bo prawdopodobnie ten człowiek potrzebuje jakiejś pomocy. Na co słyszę w odpowiedzi, oczywiście z wielką pretensją w głosie: „Niech pani sama zadzwoni, jak pani chce! Przecież to pani kiosk! Ja nie mam telefonu!”.
Jej odpowiedź sprawia, że rozdziawiam na dłuższą chwilę buzię ze zdziwienia. Wychodząc z zamyślenia dostrzegam, że roznegliżowanego chłopaka już nie ma na przystanku. Pewnie wskoczył do odjeżdżającego autobusu…
Pytanie
Leniwy poniedziałek. 9 rano. Na zewnątrz ciągle pada. Do okienka podchodzi elegancki mężczyzna około 40-tki.
– Bilet chciałem, taki w rządku.
– O karnet panu chodzi tak? – postanawiam się upewnić.
– No tak! Oczywiście, że tak!
– A ma być ulgowy, czy zwyczajny? – dopytuję, choć pan chyba uznał, że już się tego powinnam sama domyślić.
– Proszę pani! A po co ta dyskusja! Oczywiście, że normalny! – zaczyna krzyczeć.
„Kioskowa kariera” coraz częściej utwierdza mnie w przekonaniu, że raczej nie ma sensu zwracać ludziom uwagi. Tym razem nie daję jednak za wygraną:
– Proszę pana, jest pan bardzo nieuprzejmy. To jaki bilet chce pan kupić, wcale nie jest takie oczywiste, bo rodzajów biletów jest bardzo dużo.
W odpowiedzi słyszę:
– To trzeba mieć trochę mózgu, żeby takie rzeczy wiedzieć!
Golas
Piękny wiosenny dzień. Ludzi spacerujących, grzejących się w słońcu na ulicach sporo. Robię w kiosku małe porządki. Nagle słyszę na zewnątrz jakieś krzyki. Podchodzę do okna, żeby sprawdzić, co się dzieje. Patrzę i własnym oczom nie wierzę. Po chodniku wokół przystanku biega jakiś mężczyzna i się rozbiera. Ludzie wokół też wyglądają na zdziwionych, ale nikt zdaje się nie reagować. Trzeba przyznać, że to widok dość niecodzienny i nieco szokujący, zwłaszcza, że to środek dnia, centrum miasta.
Nagle, nagi mężczyzna podbiega do kogoś i próbuje wyrwać kobiecie siatkę z zakupami. Obserwuję bieg wydarzeń i widzę, że tamta się broni. Ktoś podbiega, próbuje pomóc zaatakowanej i obezwładnić golasa. W pewnym momencie napastnik upada na chodnik i dochodzi do dziwnej szarpaniny między nim, a innymi uczestnikami całego zajścia, którzy ewidentnie traktują go, jak groźnego przestępcę. Myślę sobie, że nie ma na co czekać i dzwonię na pogotowie i policję. Po chwili podjeżdża karetka i zabiera „dziwnego” mężczyznę do szpitala na obserwację. Po kilku dniach spotykam znajomą lekarkę z pobliskiego szpitala. Okazuje się, że golas jest po prostu chory – na schizofrenię.
Katarzyna Bąk
Facebook
RSS