Była tylko nastolatką, gdy życie postawiło przed nią najtrudniejszą misję. Nie tylko przetrwanie wojny, ale też ratowanie innych, gdy przyszli z prośbą o pomoc. Paulina i jej rodzice pomogli co najmniej szóstce Żydów przetrwać piekło.
Choć urodziła się w pięknym Lwowie, najważniejszą rolę życia przyszło jej zagrać w prowincjonalnym Kałuszu (dziś na terenie Ukrainy). Nigdy o tę rolę nie prosiła, ale gdy nadeszła wojna, nie było wyboru. Przynajmniej dla niej, bo rodzice uczyli – mową i postawą – jak trzeba żyć.
Paulina w chwili wybuchu II wojny światowej miała zaledwie 14 lat. Najpierw trafiła pod okupację sowiecką w 1939, a w 1941 – pod nazistowską. Jej rodzina żyła już wtedy w Kałuszu, gdzie ojciec otrzymał pracę w księgowości lokalnej kopalni soli. Niemcy wyrzucili ich z mieszkania w centrum miasteczka, dlatego wojnę przemieszkali w domu znajomego Ukraińca na uboczu.
Nastolatka była zszokowana, gdy zobaczyła, co nazistowscy żołnierze robią z Żydami, którzy przed wojną stanowili połowę populacji. Dorosłych zabijali. Zostawały po nich liczne sieroty, później skazane na żebranie, by przeżyć. Za dawanie im jedzenia lub udzielanie schronienia groziła śmierć. Pewnego dnia była świadkiem, jak polska kobieta pochyliła się, by pomóc proszącemu o wsparcie dziecku. Żołnierz podszedł i na miejscu zabił obydwoje. Zapłakana opowiedziała o tym ojcu, a ten bezradnie przyznał, że takie są teraz czasy.
Ale nie do końca były takie, nie w domu Płaksejów. Pewnego dnia pojawiła się u drzwi ich tymczasowego siedliska żydowska dziewczynka. Była wygłodzona. Wspólnie dali jej jeść, ogrzali ciepłym napojem i powiedzieli, by przyszła o tej samej porze kolejnego dnia. Przyprowadziła ze sobą czworo innych. Z dnia na dzień robiło się ich coraz więcej, czasami po 7-10 naraz.
– Mieszkaliśmy na uboczu, nie w centrum, tak że to było wygodne. Dookoła były tylko ogrody, sady, rzeka płynęła, była rzeźnia niedaleko. Niemcy mało chodzili tamtędy, tak spokojnie się mieszkało… – wspominała Paulina po latach.
Ich dom nie nadawał się, by pomagać ludziom na dłuższą metę, nie było gdzie ich ukrywać. Znaleźli jednak kontakt do rolnika, który w bunkrze pod stodołą ukrywał kilkanaście osób. Część zgłaszających się po pomoc odsyłali do niego. Później utrzymywali z nimi kontakt miesiącami, przekazując rolnikowi najpotrzebniejsze rzeczy, od jedzenia po ubrania i leki.
Gdy w Kałuszu naziści ustanowili getto, żydowskie dzieci przestały przychodzić – nie miały już możliwości poruszania się po mieście. Za to zaczęły się ucieczki. Jako pierwsi, według wspomnień Pauliny, uciekali chłopcy, którzy później udawali się do lasu – czasami przez dom Płaksejów. Pewnego razu, zupełnie przypadkiem, Paulinie i jej rodzicom udało się połączyć rodzinę.
– Myśmy mieli taką szopę, karmiliśmy kury i ja chodziłam, karmę zanosiłam. Raz przychodzę, patrzę – Żydówka leży, cała ubrudzona. Ona mówi: „Sara się nazywam. Sara. Uciekłam. Uciekłam z getta. Ratunku!” Przyleciałam do domu, powiedziałam, co jest. Ojciec mówi, mama mówi, „teraz jej nie wyprowadzaj, masz wiadro, wodę, odzież, niech się umyje, wieczorem ją przyprowadzisz”. No, i tak zrobiłam. […] Ona się biedna umyła, cała była ubrudzona, bo kanałami uciekała. A ja byłam taka zaszokowana tym jak widziałam. No i umyła się, wieczorem ją przyprowadzam do domu. A tymczasem z getta uciekł jej mąż, z synem Imkiem, który miał 7 lat. I przyszedł do nas i ja ją przyprowadzam, i oni się spotykają. Pani wie jaka radość, że mają nadzieję na życie. Nie zapomnę tego widoku jak oni się cieszyli – czytamy we wspomnieniach Pauliny spisanych w 2010 roku, na łamach Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
Paulina, choć młoda, przerażona wojną i świadoma możliwych konsekwencji, nie była w stanie przejść obojętnie obok krzywdy innych. Tak została wychowana przez ojca. – Był bardzo religijny, uważał że człowieka, bliźniego, jak u nas w religii się mówi, trzeba ratować. To nie Żyd, to bliźni, to jest człowiek prawda…
Paulina przeżyła wojnę, wraz z rodziną została przesiedlona do Krakowa. Jeszcze po latach utrzymywała kontakt z ludźmi, którym pomogła uciec przed śmiercią. Wyszła za mąż, stąd zmiana nazwiska na Kisielewska, ale nie miała dzieci – jej mąż był poddawany eksperymentom przez nazistów i był bezpłodny. W 1987 roku rodzina Szapiro – ta rozłączona po ucieczce z getta i połączona w domu Płaksejów – zgłosiła ją do miana Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Tytuł został jej przyznany, podobnie jak i rodzicom (kilka lat wcześniej).
Paulina Kisielewska zmarła 24 września 2018, w wieku 93 lat.
Facebook
RSS