„Prawdziwa Australia zaczyna się wtedy, kiedy wyjeżdżamy z miasta” twierdzi nasz pilot Andrzej Wnęk i w tej chwili, po kilku dniach w trasie, w której towarzyszy nam jedynie przyroda, gdzieniegdzie nieco nadszarpnięta przez nieliczne farmy i niewielkie osady, nie ma wśród nas osoby, która się z nim nie zgodzi.
Zachwycamy się więc cudami natury – tymi znanymi chyba wszystkim „pocztówkami” z Australii, jak słynne przybrzeżne skały zwane 12 Apostołami, jak i tymi ukrytymi przed stadami turystów zakątkami, które odkryć można jedynie podróżując z przewodnikiem, który Australii doświadczył. Pozdrawiamy, zachwyceni naturą i ruszamy dalej na Zachód, w stronę winnic.
W drodze do Adelajdy, jednego z pięciu największych miast Australii, mamy okazję podziwiać kolejne zakamarki linii brzegowej, odwiedzić jedno z miejsc istotnych dla Aborygenów i raz na jakiś czas zjeżdżać z głównych dróg na szutry, które rzeczywiście nie tylko wiodą przez prawdziwą Australię, ale dają coś ważniejszego – prawdziwe poczucie wolności.
Adelajda, tak urocze jak spokojne miasto w południowo środkowej Australii, jest praktycznie bramą do 'winnej’ części kontynentu czyli australijskiej Toskanii.
Sięgneliście kiedyś po wino z napisem Jacob’s Creek na etykiecie? Jeśli tgak, to wiecie, że przybyło ono do Was prosto z Barrossa Valey, gdzie winnice Jacob’s Creek są jednymi z największych producentów napoju bogów tak na rynek australijski, jak i na rynki zagraniczne.
W Dolinie Barrossa jednak poza największymi światowymi graczami jest również miejsce na niewielkie lokalne winiarnie. W sumie spotkamy ich tu ponad setkę.
Co jest najlepsze podczas tej części wyprawy? Oczywiście 'wine tasting’, podczas którego można spróbować nowych, nieznanych dotąd smaków. I to nam się podoba, szczególnie, iż w perspektywie mamy kolejnych kilka dni w typowym australijskim Outbacku.
Facebook
RSS