To jedno z miasteczek najbardziej rozpoznawalnych na trasie Route 66 i jednocześnie jedno z tych, które najwięcej straciły na budowie autostrady międzystanowej. A jednak do Holbrook zajechać warto, bo tu można znaleźć smaczki prawdziwej Ameryki.
Po przewspaniałej wizycie na skraju Wielkiego Kanionu wracamy na trasę historycznej Route 66. Od cudownych krajobrazów nie uciekamy, po prostu zamieniamy jedne na drugie. Najpierw krótka historia naszego pierwszego przystanku w drodze na wschód: Holbrook, Arizona.
Miasteczko powstało wraz z rozwojem amerykańskiej kolei, w XIX wieku. Przez krótki okres, gdy Stany Zjednoczone były tzw. Dzikim Zachodem, Dziki Zachód był właśnie tutaj! Znane z westernów obrazki z lokomotywą parową wjeżdżającą do miasteczka, wielkie rancza ze stadami bydła, trudne współżycie białych osadników z narodami Nawaho i Apaczów – tym wszystkim wypełniona jest stosunkowo krótka historia Holbrook, zresztą leżącego w obszarze Rezerwatu Nawaho.
Prawdziwy rozkwit Holbrook zawdzięcza poprowadzonej tędy Route 66. Wyjściowo były tu dwie przecinające się ulice, obecnie nazwane Hopi Drive i Navajo Boluevard. Ich skrzyżowanie było miejscem, gdzie na Route 66 trzeba było skręcić po raz pierwszy od dawna. A że Route 66 zbyt wielu skrzyżowań nie miała, to i miasteczko stało się rozpoznawalnym punktem.
Zwłaszcza po II wojnie światowej, gdy auta stały się dobrem powszechnym, Holbrook zagościł na mapie USA na dobre. W ciągu dekady populacja miasteczka urosła o prawie 100%, do 2 tysięcy, a później o kolejny tysiąc co dekadę. Rozrost zakończył się wraz z puszczeniem obok miasta autostradowej obwodnicy w latach 80. Ruch samochodowy uciekł, a wraz z nim główne źródło dochodu mieszkańców.
Do dziś populacja utrzymuje się na poziomie ok. 5 tys., ale w kluczowej części Holbrook przypomina trochę miasto duchów. Reprezentacyjny Hopi Drive był bowiem wypełniony hotelami i motelami, z których większość zbankrutowała i pustostany straszą do dziś. Natomiast to, co przetrwało, stało się atrakcją samo w sobie.
Spanie w wigwamie?
Największą jest, bez cienia wątpliwości, Wigwam Motel. Choć wygląda nieco obskurnie, ten wyjątkowy przybytek funkcjonuje do dziś od prawie 80 lat. 15 wysokich wigwamów (tak naprawdę namioty to tipi, ale nazewnictwo pomylono tu jeszcze w latach 30. i tak już zostało) oferuje noclegi w klimatyzowanym wnętrzu. Przy każdym z domków jest pięknie przycięty krzew, a także stary samochód w roli dekoracji. Obok można zaparkować własny.
Zobaczycie tu też pojazdy wzorowane na postaci Złomka z kultowej bajki „Auta” wytwórni Disneya. Nie widzimy powodu, dla którego motel nie miałby zaczerpnąć z bajki, skoro Disney właśnie na bazie tutejszych „namiotów” stworzył motel w bajkowej Chłodnicy Górskiej. Choć moteli wigwamowych było w skali USA w sumie dziewięć, to do dziś istnieją tylko trzy, wszystkie już ze statusem zabytku.
Skarby Pustyni Pstrej i Skamieniałego Lasu
To nie przypadek, że Holbrook przez dekady żyło z przejeżdżających kierowców. Tu trzeba się zatrzymać nie tylko na nocleg, ale i dla znajdujących się nieopodal atrakcji krajobrazowych. Miasteczko leży w bezpośrednim sąsiedztwie Pustyni Pstrej (ang. Painted Desert), rozpoznawalnej dzięki skałom „malowanym” w wielokolorowe pasy przez miliony lat przemian geologicznych.
Na terenie pustyni znajduje się z kolei ponad stuletni Park Narodowy Skamieniałego Lasu. Jak wskazuje sama nazwa, na tym pustynnym, pofałdowanym terenie można znaleźć skamieniałe konary drzew – z zewnątrz wciąż jakby pokryte korą, a w środku mieniące się od kryształowych barw krzemienia. Niektóre kumulują w sobie niemal tęczowe palety kolorów dzięki procesom chemicznym zachodzącym przez tysiące lat.
To miejsce, na które dobrze zostawić sobie przynajmniej kilka godzin i powędrować choć trochę w poszukiwaniu kamiennych skarbów. My czasu mieliśmy bardzo niewiele, ponieważ przed nocą chcieliśmy zobaczyć jeszcze jedno znane z Route 66 miasteczko, położone już za granicą Nowego Meksyku Gallup. Ale o tym przeczytacie już w kolejnym odcinku…
Facebook
RSS