Lawina hashtagów nie załatwi sprawy, ale może ułatwić radzenie sobie z problemem. Zupełnie inaczej czujemy się, gdy widzimy, że nie jesteśmy sami. A nie jesteśmy, ponieważ jest przerażająco, koszmarnie, potwornie powszechny
Molestowanie seksualne w Hollywood? Przecież wszyscy od lat (ba, od dekad!) o tym wiedzieli. Dlaczego więc to sprawa Harveya Weinsteina, a nie np. Billa Cosby’ego, Donalda Trumpa, Rogera Ailesa czy Billa O’Reilly sprawiła, że miliony kobiet na świecie mówią „dość” i wstawiają w mediach społecznościowych hashtag #metoo / #jateż?
Właściwie wypadałoby zadać inne pytanie, bo czy zwróciłyście uwagę na tę listę? Przecież to są seryjni przestępcy seksualni z wielkimi nazwiskami, których zdemaskowano tylko w ostatnich dwóch latach, tylko w jednym kraju. O przestępstwa seksualne oskarżają ich łącznie setki kobiet i po raz pierwszy prawie na żywo widzimy nie tylko same oskarżenia. Na wierzch wychodzą też prywatne wypowiedzi oskarżanych, nagrane przez media lub same kobiety.
Wreszcie z bolesnymi szczegółami czytamy i słuchamy, jak Trump przechwala się, za co łapie kobiety zanim zapyta o zgodę lub jak nachodzi nagie uczestniczki konkursu Miss Universe w garderobie. Jak Weinstein nagabuje młodą aktorkę, by weszła do jego pokoju, a przy okazji przyznaje się do łapania jej za piersi.
Tajemnica, o której wszyscy wiedzą
To i tak lekkie wypowiedzi w stosunku do najdrastyczniejszych oskarżeń wysuwanych publicznie, ale słyszymy napastnika i ofiarę. Niestety, słyszymy coś jeszcze. Przy okazji najnowszej afery z wpływowym producentem filmowym dowiedzieliśmy się od dziennikarza Ronana Farrowa, że jego demaskatorski materiał był gotowy na publikację od kwietnia, ale wielka telewizja NBC nie chciała go opublikować.
W decyzję o wygaszeniu tematu byli zaangażowani najwyżsi decydenci stacji. Wcześniej w decyzję o braku aktu oskarżenia dla Weinsteina, pomimo nagrania na policyjnym podsłuchu oraz innych dowodów, podjęła prokuratura na Manhattanie. Nagranie przetrwało, ponieważ ktoś na własną rękę postanowił nie zniszczyć dowodów, jak brzmiało polecenie, i przekazać je prasie. Ale gdy „tajemnica” wyszła na jaw, posypały się wyznania, dowody wypłat pieniędzy w ugodach mających zamknąć usta ofiarom. Okazuje się, że całe środowisko znało „sławę” producenta. Pewnie, znali, skoro nachalne awanse Weinsteina były gagami w serialu komediowym „Rockefeller Plaza 30”.
O Billu Cosby mówiło się od wielu lat do tego stopnia, że jeden ze znanych amerykańskich komików, Hannibal Buress, w swoim programie używał gwałtów Cosby’ego jako żartu, który był zrozumiały dla wszystkich widzów na sali! Nie ma chyba lepszej wskazówki, że wszyscy o czymś wiedzą, niż gromki śmiech z dowcipu wytykającego znanej postaci przestępstwa. I właśnie po jednym z występów Buressa tama pękła – posypały się wyznania. Pierwsza kobieta po dwóch tygodniach, a kolejne już prawie codziennie.
Do zdemaskowania współtwórcy Fox News Rogera Ailesa potrzebny był pozew prezenterki, Gretchen Carlson. Ailes miał sabotować jej karierę, gdy nie zgodziła się na niedwuznaczną propozycję. Po kilkunastu dniach pojawiło się sześć kolejnych kobiet. Zanim sprawa się zamknęła, na jaw wyszły tajne wypłaty ogromnych sum dla innych pań zatrudnionych w Fox News. Napastnikami byli nie tylko Ailes, ale także gwiazda Fox News, Bill O’Reilly. Też okazało się, że reputacja w firmie szła za nimi od lat, zanim wreszcie zostali usunięci.
#Jateż, ale nie w Hollywood
Polska to nie USA, nasze życie z przemysłem filmowym ma niewiele wspólnego. Tym łatwiej machnąć ręką i nie mówić głośno. A jednak się zaczęło. Polki publicznie piszą #jateż na facebooku i twitterze, by zasygnalizować, że były molestowane, że napastowano je publicznie lub w życiu prywatnym.
Nie trzeba wskazywać jak, gdzie, nie trzeba wskazywać palcem napastnika – to często zbyt trudne, czasami niemożliwe. Ale można, a poczucie, że „wreszcie można” towarzyszyło wszystkim omawianym wyżej sprawom seryjnych napastników.
Żaden hashtag nie zmieni świata, żaden nie zahamuje problemu przemocy seksualnej i trzeba być świadomym, że akcja obumrze niebawem. Jednak niektóre kampanie społecznościowe działają lepiej od innych, a ta już pokazuje choćby jedno: skalę. To wiele, ponieważ wyjątkowo rzadko zdarza się, by ofiary poczuły się silniejsze nawet odrobinę, a napastnicy choćby zawstydzeni, choćby ostrożniejsi. A kto wie, może do części dotrze…